Wiele osób wprost uwielbia mroczne historie, opowiadające o morderstwach, porwaniach lub innych zbrodniach. Ileż to razy można ich spotkać w metrze, czytających z zapartym tchem najnowszy kryminał. Niewielu jednak wie, że miasto, przez które mkną podziemną kolejką, także ma swoją mroczną historię. I to znacznie mniej znaną niż zabójstwo Gabriela Narutowicza.
Ofiara: gimnazjalista
Jak donosi Kurier Warszawski, w miejscu, gdzie stoją dziś Domy Towarowe Centrum, przy Alejach Jerozolimskich, na początku XX wieku mieściły się domy z pokojami do wynajęcia, często zamieszkane przez młodych uczniów. To właśnie stróż takiego domu zawiadomił policję, iż w jednym z pokojów dzieje się coś niepokojącego.
Wkrótce policja znalazła w środku ciało nastoletniego Stanisława – ucznia warszawskiego gimnazjum, syna bogatego właściciela ziemskiego. Przyczyną jego zgonu było dwadzieścia ran tłuczonych, znalezionych na jego głowie, choć morderca próbował upozorować samobójstwo, wkładając nastolatkowi pistolet w dłoń. Nikt jednak nie byłby skłonny nabrać się na tak nieumiejętną mistyfikację, dlatego natychmiast rozpoczęto poszukiwania zbrodniarza.
Zbrodniarz: dystyngowany jegomość
Po zeznaniach świadków, którymi byli koledzy zmarłego, podejrzenia szybko padły na dystyngowanego mężczyznę z krótkim wąsem i monoklem, który w przeddzień śmierci rozmawiał z chłopakiem. Był to szwagier ofiary, hrabia Bohdan Ronikier.
Zbrodnia wydawała się wprost niesłychana: arystokrata, który zabił swojego nastoletniego krewnego? To nie mieściło się w głowach Warszawiaków. Nic więc dziwnego, że kiedy rozpoczął się proces, tłumy gapiów próbowały dostać się do dawnej sali balowej w pałacu Paca, gdzie prowadzona była rozprawa.
Jednak zamiast dystyngowanego jegomościa, przed oblicze sądu trafił mężczyzna z długą brodą, błędnym wzrokiem i ubrany w habit. Nie, nie nastąpiła pomyłka – to był hrabia Ronikier, podający się za „ojca Teodora” i udający obłęd.
Profil mordercy: literat bez zasad?
Pomimo prób uniknięcia kary ze względu na chorobę psychiczną, sąd pracował nad sprawą. Świadkowie i znawcy dostarczali im ponurego obrazu mężczyzny, który siedział na ławie oskarżonych. Hrabia, będący literatem, lubował się w postaciach bez zasad, pazernych na pieniądze i zaszczyty. Sam ponoć tonął w długach, a jego małżeństwo z siostrą zamordowanego Stanisława było podyktowane pragnieniem zdobycia pieniędzy. Jednocześnie hrabia Ronikier przechwalał się swoimi miłosnymi podbojami.
Nie trzeba było dużo czasu, aby sąd odkrył, że bogaci teściowie hrabiego zamierzali podzielić majątek dopiero po ukończeniu osiemnastego roku życia przez najmłodsze dziecko. Był nim właśnie Stanisław, który – jak się spodziewano – miał zostać głównym spadkobiercą. Motyw zbrodni nasuwał się sam.
Hrabiego skazano na 11 lat ciężkich robót, a następnie zsyłkę na Syberię. Z powodu wojny kara ta nie została w pełni wykonana i po opuszczeniu więzienia Ronikier zamieszkał w Warszawie. W latach 30. otworzył dom gry na Chmielnej, powrócił także do swojej literackiej twórczości.